środa, 15 października 2014

„Sny o zagładzie" Chapter 2 cz II

Idę i słucham jak wiatr tańczy pośród jeszcze zielonych liści. Glorietka na środku placu wygląda naprawdę nędznie. Ma ponad 150 lat i jeszcze się trzyma.
                No dobra. Siadam na ławce w naszym umówionym miejscu. Jeszcze przez chwilę rozglądam się dokoła, patrzę na roześmiane dzieci które bawią się w środku glorietki. Chyba odgrywają Romea i Julię.
Skup się teraz. Opieram łokcie na kolanach i próbuję się uspokoić. Masuję skronie i oddycham miarowo. Zazwyczaj to lekko łagodzi ukłucia.
I widzę. To scena przy glorietce. Jestem ja, Ter, Manson i Gerard.
Ter ma na sobie białą sukienkę i tańczy pośród wiatru.  Manson rozmawia z Gerardem. Ale coś jest nie tak. Coś czarnego minęło moich przyjaciół i przymknęło do mnie.
-Witaj… Jak miło jest widzieć Proroka z tak bliska…-powiedziało do mnie stworzenie przypominające z wyglądu jaszczurkę. Tyle, że to stworzenie było czarne i wielkości dorosłego człowieka. Patrzyło na mnie swoimi czarnymi jak noc oczami. I nagle kolory się zmieniły. Wszystko stało się białe a ja byłem w środku jakiegoś pokoju(?). Po prostu wszędzie otaczała mnie biel. Rozglądnąłem się dokoła aż w końcu spytałem:
-Jakiego Proroka?- mój głos odbił się echem od niewidocznych ścian.
-Ohh to ty nic nie wiesz? Nie zainteresowało cię to, że nikt inny nie widzi tego co ty?-syczało jak wąż i zaczęło mnie okrążać.
-Odejdź od niego.- powiedział jakiś głos. Znajomy. To była Ter! Ale jak to…?!
-O! A cóż to za miła niespodzianka! Jako ofiary mam już dwójkę Proroków! Ohh to takie…miłe z twojej strony, że sama do mnie przyszłaś. – wielka jaszczurka pozwoliła jej stanąć obok mnie. Przyglądałem się temu w zdumieniu.
-Czego chcesz? I kim są ci Prorocy o których mówisz?-spytałem żeby cokolwiek zrozumieć.
-Ja czego chcę?! Pragnę bardzo wielu rzeczy… Na przykład mojej ulubienicy, a twojego autorytetu i wzoru do naśladowania Terio. Ohh chyba wiesz o czym mówię nie prawdaż?-Ter spuściła głowę, a ja próbowałem dostać odpowiedź na moje drugie pytanie.
-A Prorocy? Kim oni są?
-Kimś bardzo ważnym. Osobami, których muszę zdobyć jak najwięcej, aby ziścił się mój plan.
-Jaki to plan?-spytała Teria.
Stworzenie spojrzało na nią.
-Moi bracia są bardzo głodni. Potrzebują krwi córki czasu. Jedynej istoty, która potrafi zawłaszczyć sobie ludzki sekundy.  My Bezcieleśni pragniemy tego ponad miarę! Jesteśmy głodni, spragnieni, a tylko ona może nas nakarmić i napoić. Ta krew…mmm, taka pyszna! Nie kosztowaliśmy jej już od tylu lat…-podkreślał emocje w każdym słowie. Gdy mówił o smutku, wydawało się, że zaraz ma się rozpłakać, a gdy mówił o szczęściu emanował szaleńczością.
-Nigdy jej nie dostaniesz! Ona na to nie pozwoli! Nikt na to nie pozwoli! Przecież Vit ma strażnika!-wrzeszczała Ter, ale ostatnie zdanie wypowiedziała z powątpiewaniem.
-Tak uważasz? Przecież sama nie jesteś tego do końca pewna…-stworzenie zwróciło na mnie wzrok.
-Kim ty właściwie jesteś?- spytałem.
-Jestem Bezcielesnym. Mówi ci to coś?- jego czarna, błyszcząca skóra śmignęła mi przez oczami. Dopiero później zebrałem o nich więcej informacji, ale już wtedy wiedziałem, że poruszają się z nadludzką szybkością.
-Nie za bardzo.-odparłem.
Nagle wszystko zniknęło. Znów byłem w parku a obok siedział Ter, w takiej samej pozycji co ja. Łokcie na kolanach i głowa schowana w dłoniach.  Podniosła ją i gdy zobaczyła, że na nią patrzę powiedziała:
-A co? Myślałeś, że tylko ty na to wpadłeś? Że wtedy mnie boli? Hm?
-Zaraz, o czym ty mówisz?-podejrzewam, ale powiedz, że to nie jest prawda.

-O tym, że mamy ten sam dar widzenia przyszłości. –odpowiedziała, a ja już zrozumiałem dlaczego tak dobrze się dogadywaliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cześć, bardzo mi miło, że tutaj dotarłeś. Nie krępuj się, powymieniaj ze mną myśli!