13 października 2014r.
Przez
cały weekend myślałem o tym co powiedziała mi Teria. Czyli nie byłem, i nie
jestem jedynym „Prorokiem” jak to powiedział Bezcielesny? A może jest nas
więcej, i to na wyciągnięcie ręki? Skoro tak to dlaczego przez te wszystkie
lata musiałem się ukrywać?! Tak dużo pytań w tak krótkim czasie. Ale chociaż
mam przynajmniej jedną odpowiedź: dlaczego tak dobrze się z nią dogadywałem.
Spakowałem wszystkie książki do
szkoły i poszedłem na przystanek. Było trochę zimno, już dało się odczuć, że
nadchodziła jesień.
Usiadłem na ławce, aż nagle
nadszedł Manson z-jak na niego- bardzo złą i obrażoną miną. Opadł ciężko na
ławkę i nie odezwał się do mnie ani słowem.
-Cześć.-powiedziałem do niego i
z zdziwioną miną przyglądałem się mu, ale on dalej patrzył przed siebie na ulice.
-Cześć.-powtórzyłem. Gwałtownie
się wyprostował.
-Nie odzywaj się już do mnie.
–powiedział dalej patrząc na przejeżdżające auta.
-Bo?-spytałem.
-Boooo mnie olewasz już drugi
tydzień. Widzimy się tylko na przystanku, ale i tak ze mną nie gadasz tylko
ciągle piszesz tą nową.-powiedział z wyrzutem.
-Wybacz wasza królewska mość, że
raczyłem pana obrazić, sir.
-Nie wybaczam. I przypomnij
sobie kto jest twoim przyjacielem od 14 lat.
-Ty, ale to, że teraz dużo
rozmawiam z Ter, nie oznacza, ze całkiem o tobie zapomniałem!-denerwuję się na
niego, bo zachowuje się jak dzieciak.
-No, panie mądraliński. Jakoś na
to wygląda.-spojrzał na mnie i zobaczyłam w jego oczach urazę.
-Jeśli tak, to sorry, Manson. Co
powiesz chłopie na taki układ.-objąłem go ramieniem i robiłem róże gesty drugą
ręką w powietrzu.-Ty, ja i kino. Chciałeś przecież iść na ten horror co nie?
-Chciałem, ale z Erykiem, a
wiem, że na pewno zaprosisz Terię.-chwycił moje ramie i odrzucił w moją stronę.
-No nie! W końcu to będzie tylko
chłopski wieczór. –po chwili milczenia powiedział:
-Obiecujesz?-spytał z
niedowierzaniem.
-Obiecuję.
Nooo to już się nie wycofam.
Musze jednak chyba trochę ograniczyć tą przyjaźń z Ter. Choć uwierzcie mi, że
nie chcę.
***
-I mówisz, że dostałaś ją od
swoich rodziców?-spytałem gładząc grzbiet i przyglądając się złotym literom na
okładce.
-A oni od Vit. Jeśli ją
otworzysz to zobaczysz jej pismo.-uśmiechnęła się. Wyjęła księgę z mych rąk i
odstawiła ją na najbliższa ławkę. Zeskoczyłem z mojej ławki i podszedłem do niej. Teria otworzyła księgę na stronie tytułowej.
Na środku pojawił się znak, który przypominał (jak dla mnie) połączone dwie
litery V. A nad i pod znakiem taka dedykacja napisana bardzo starannym i jakby
starodawnym pismem. Jakby ze średniowiecza.
Dla moich ukochanych przyjaciół.
Nigdy o was nie zapomnę.
Wasza Vita.
-W środku znajdziesz o niej
więcej informacji. Ja wszystko znam na pamięć, więc wiesz… tylko dbaj o nią
dobrze?
-Oczywiście, kiedy mam ci ją
oddać?
-Jak na razie nawet się o to nie
pytaj. W najbliższym czasie jest w twoich rękach.-odpadła po czym
przekartkowała mi kilka stron. Później złoty atrament pojawiał się tylko przy
nazwach istot o których wcześniej nigdy nie słyszałem. Coś czuję, że zapowiada się
na prawdę długie czytanie.
Zadzwonił dzwonek i wszyscy
weszli do klasy. Teria niezauważalnie zapakowała Księgę do mojego plecaka.
Uwielbiam to!!!
OdpowiedzUsuń