poniedziałek, 20 października 2014

„Sny o zagładzie" Chapter 3

13 października 2014r.
                Przez cały weekend myślałem o tym co powiedziała mi Teria. Czyli nie byłem, i nie jestem jedynym „Prorokiem” jak to powiedział Bezcielesny? A może jest nas więcej, i to na wyciągnięcie ręki? Skoro tak to dlaczego przez te wszystkie lata musiałem się ukrywać?! Tak dużo pytań w tak krótkim czasie. Ale chociaż mam przynajmniej jedną odpowiedź: dlaczego tak dobrze się z nią dogadywałem.
                Spakowałem wszystkie książki do szkoły i poszedłem na przystanek. Było trochę zimno, już dało się odczuć, że nadchodziła jesień.
                Usiadłem na ławce, aż nagle nadszedł Manson z-jak na niego- bardzo złą i obrażoną miną. Opadł ciężko na ławkę i nie odezwał się do mnie ani słowem.
                -Cześć.-powiedziałem do niego i z zdziwioną miną przyglądałem się mu, ale on dalej patrzył przed siebie na ulice.
                -Cześć.-powtórzyłem. Gwałtownie się wyprostował.
                -Nie odzywaj się już do mnie. –powiedział dalej patrząc na przejeżdżające auta.
                -Bo?-spytałem.
                -Boooo mnie olewasz już drugi tydzień. Widzimy się tylko na przystanku, ale i tak ze mną nie gadasz tylko ciągle piszesz tą nową.-powiedział z wyrzutem.
                -Wybacz wasza królewska mość, że raczyłem pana obrazić, sir.
                -Nie wybaczam. I przypomnij sobie kto jest twoim przyjacielem od 14 lat.
                -Ty, ale to, że teraz dużo rozmawiam z Ter, nie oznacza, ze całkiem o tobie zapomniałem!-denerwuję się na niego, bo zachowuje się jak dzieciak.
                -No, panie mądraliński. Jakoś na to wygląda.-spojrzał na mnie i zobaczyłam w jego oczach urazę.
                -Jeśli tak, to sorry, Manson. Co powiesz chłopie na taki układ.-objąłem go ramieniem i robiłem róże gesty drugą ręką w powietrzu.-Ty, ja i kino. Chciałeś przecież iść na ten horror co nie?
                -Chciałem, ale z Erykiem, a wiem, że na pewno zaprosisz Terię.-chwycił moje ramie i odrzucił w moją stronę.
                -No nie! W końcu to będzie tylko chłopski wieczór. –po chwili milczenia powiedział:
                -Obiecujesz?-spytał z niedowierzaniem.
                -Obiecuję.
                Nooo to już się nie wycofam. Musze jednak chyba trochę ograniczyć tą przyjaźń z Ter. Choć uwierzcie mi, że nie chcę.  
***
                -I mówisz, że dostałaś ją od swoich rodziców?-spytałem gładząc grzbiet i przyglądając się złotym literom na okładce.
                -A oni od Vit. Jeśli ją otworzysz to zobaczysz jej pismo.-uśmiechnęła się. Wyjęła księgę z mych rąk i odstawiła ją na najbliższa ławkę. Zeskoczyłem z mojej ławki i podszedłem  do niej.  Teria otworzyła księgę na stronie tytułowej. Na środku pojawił się znak, który przypominał (jak dla mnie) połączone dwie litery V. A nad i pod znakiem taka dedykacja napisana bardzo starannym i jakby starodawnym pismem. Jakby ze średniowiecza.

         Dla moich ukochanych przyjaciół. Nigdy o was nie zapomnę.
                                                                                     Wasza Vita.

                -W środku znajdziesz o niej więcej informacji. Ja wszystko znam na pamięć, więc wiesz… tylko dbaj o nią dobrze?
                -Oczywiście, kiedy mam ci ją oddać?
                -Jak na razie nawet się o to nie pytaj. W najbliższym czasie jest w twoich rękach.-odpadła po czym przekartkowała mi kilka stron. Później złoty atrament pojawiał się tylko przy nazwach istot o których wcześniej nigdy nie słyszałem. Coś czuję, że zapowiada się na prawdę długie czytanie.

                Zadzwonił dzwonek i wszyscy weszli do klasy. Teria niezauważalnie zapakowała Księgę do mojego plecaka.

1 komentarz:

Cześć, bardzo mi miło, że tutaj dotarłeś. Nie krępuj się, powymieniaj ze mną myśli!