Recenzje w pigułce, ponieważ ostatnio wyszłam z wprawy w pisaniu długich recenzji książek, a takie recenzje w pigułce pisze mi się najlepiej. Są niekiedy treściwsze i konkretniejsze od tych długich na kilometry słów. Postanowiłam, że recenzje te podaruję książkom, które chciałam skończyć w czerwcu, przed wakacjami. Zostało ich cztery, dlatego dla nich te posty. Dzisiaj zajmiemy się dwoma z nich.
Jest to książka, której nie planowałam w najśmielszych snach, czysto spontanicznie wybrana pozycja, z którą myślałam zaprzyjaźnić się lub znienawidzić. Jak skończyła się nasza znajomość? Na jednej czy dwóch kawach chyba się zakończy. Może to przez to, że nie lubię wracać do książek, które już czytałam chyba, że były tak dobre, iż nie mogłam się pozbierać przez następne tygodnie ( bo tak się zdarzało, i do tych lektur wciąż wracam ). Nie czytam gatunku jaki reprezentuje pozycja tej recenzji, serial mi się nie napatoczył, ale niektóre filmy się zdarzały. Jak piszę mam mieszane uczucia, z jednej strony świat stworzony przez pana Adama jest naprawdę w porządku ( o ile w tym kontekście to słowo pasuje, a w akcji książki już niezbyt ), poprawnie skonstruowany, ciekawie o ile to dobre słowa. Jest to przede wszystkim książka, która nie nudzi mimo tylu zapisanych w niej kart. Trzyma w napięciu aż do końca. Oczywiście, kilka rzeczy bym usunęła, kilka oszczędziła, kilka zmieniła, jednak nie ma książki, do której ktoś nie miałby zarzutów pod tym względem.
Książka ta z niewiadomych przyczyn zachwyciła mnie okładką. Lubię powieści obyczajowe, bardzo się przy nich relaksuję, a patrząc na okładkę
Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze tknęło mnie, że i ja mogę się dzięki niej czuć się całkiem dobrze. Jej minimalizm mnie urzekł. A że minimalizm uwielbiam... musiałam się z nią zapoznać. Przejdźmy jednak do konkretów. Nie lubię, gdy treść książki wypełniają nudne opisy codziennych czynności. Wyjście do pracy, powrót, coś co nic nie wnosi do fabuły. Oczywiście, czasem jest to potrzebne, by znaleźć w postaci siebie, swoje odzwierciedlenie, to nas ze sobą spaja. Ale nie zawsze. W przypadku Eleanor musieliśmy przeczytać te opisy na początku, by zobaczyć jej normalne życie, to, że mimo trudności żyje jak my i dobrze sobie radzi. Eleanor w zamyśle ( tak, uwielbiam wypatrywać ukrytych przesłań wszystkiego ) ma uczyć nas, że mimo swojej przeszłości z bliznami da się te blizny zakryć, tylko potrzeba czasu. Jeżeli szukacie książki na letnie wieczory przy spotkaniach towarzyskich rodziców, a Wy sami się nudzicie to weźcie ze sobą historię Eleanor. Może Was to zaciekawi, hej, w końcu wakacje, dajcie książkom szansę.
Ponownie zapraszam na gadanego snapa, zacznie działać już w ten weekend!
Nazwa: swiatloporanka
Wydawnictwo AlterNatywne poprosiło mnie także o kilka słów na temat loga Rzeczpospolitej Polski, a poniżej macie linki nakierowujące do książki oraz jej oficjalną stronę. Jeżeli mam być szczera to logo niezbyt przypadło mi do gustu, ponieważ jestem perfekcjonistą i czyściochem więc te chaotyczne rozbryzgi czerwonego koloru nie napawają mnie radością, jest jednak tematyczne i pomysłowe, co to rekompensuje.
Oficjalna strona książki: http://rzeczpostapokaliptycznapolska.blogspot.com/
Fanpage książki: http://www.facebook.com/orgazzmokalipsa